Świadectwa

Wiara jest przekazywana nie tylko przez słuchanie księdza lub katechety, ale także przez rozmowę z innymi ludźmi wierzącymi w Chrystusa, dzielenie się chrześcijańskimi doświadczeniami i spostrzeżeniami, zadawanie pytań i współpracę w różnych posługach.

Lukas

Moja historia zaczęła się kilkanaście lat temu w szkole. Wychowawczyni nauczyła nas wyszywać. Z okazji Dnia Matki trzeba było wyszyć pierwszą literę imienia mamy. To była moja pierwsza wyszywanka. Potem bardziej zainteresowałem się wyszywaniem. Bardzo mi się to podobało, kupowałem nawet czasopisma o tym hobby. Pewnego razu w jednym z nich natknąłem się na wielką fotografię i poprosiłem mamę o radę, czy spróbować go wyszyć. Mama powiedziała, że to może fajny pomysł.

Miałem jedenaście lat, gdy obraz był już w połowie skończony. Wtedy pojechaliśmy z rodziną nad morze. To było lato 2005 roku. Pewnego dnia poszliśmy z bratem popływać. Były wielkie fale. Bardzo je lubiłem. Zostałem w wodzie sam. Powaliła mnie jedna fala, a potem kolejna. Po pewnym czasie zacząłem myśleć, że to już koniec. Pójdę do Boga. Ale wtedy zobaczyłem jeden z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałem – gdy już sądziłem, że ze mną koniec, czułem się zupełnie bezsilny, ujrzałem akwalung ratownika, który się wynurzył przede mną.

Wówczas zastanawiałem się, dlaczego Bóg chciał, abym przeżył. Oczywiście to naiwnie tak sądzić, ale może jednym z powodów było to, że być może On chciał, aby dokończył wyszywanie tego obrazu. Wyszywałem więc dalej, ukończyłem obraz, zajęło mi to ponad rok. Obraz, o którym tak dużo mówię, to wizerunek Jezusa Miłosiernego.

Kilka lat temu razem z mamą wziąłem udział w uroczystościach Tygodnia Bożego Miłosierdzia. Wówczas, można powiedzieć, wróciłem na drogę wiary.

(Kwiecień 2019 r.)

Gediminas

Moje świadectwo o Bożym Miłosierdziu, Świątyni Bożego Miłosierdzia i obrazie Jezusa Miłosiernego przypomina miłość od pierwszego wejrzenia. To spojrzenie zdarzyło się ponad dziesięć lat temu i gdy spoglądam wstecz, rozumiem, że trwa do dziś.

Wtedy, jeśli dobrze pamiętam, razem z młodzieżą z biskupstwa koszedarskiego uczestniczyliśmy w rekolekcjach na Antokolu. W programie były przewidziane odwiedziny w domku św. Faustyny, Koronka do Miłosierdzia Bożego i wizyta w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Wówczas po raz pierwszy usłyszałem o świętej Faustynie i jej życiu, bezgranicznej ufności Bogu i takiej prawdziwej bliskości Pana, która wtedy była tutaj, w Wilnie.

Po modlitwie w domku Faustyny udaliśmy się do Sanktuarium, a w sercu miałem taką myśl: Panie Jezu, Twoja miłość i miłosierdzie jest tak blisko, tuż obok, bardzo CHCĘ TU być! Oczywiście, takie nastawienie wszystko przyspieszyło, więc zaledwie wszedłem do Sanktuarium, choć nie odbywała się wtedy nieustająca adoracja, doświadczyłem dziwnej pewności, która przychodzi do mnie od czasu do czasu – wiedziałem, że to jest miejsce, w którym chcę zostać.

Patrzyłem na obraz Jezusa Miłosiernego i w modlitwie naprawdę rezerwowałem miejsce w swoim sercu dla Jezusa Miłosiernego. Wtedy z młodzieżą bardzo dużo śpiewaliśmy, to był jeden z głównych naszych sposobów na modlitwę. W tamtej chwili naprawdę byłem pewien, że Pan udzieli mi łaski służenia w Sanktuarium, gdy nadejdzie właściwy czas. Od tamtego momentu Koronka do Miłosierdzia Bożego i spojrzenie na Jezusa Miłosiernego stały się moimi ucieczką i schronieniem. Cieszę się, że wiele rzeczy zmienia się z czasem, ale pragnienie, żeby BYĆ TUTAJ pozostaje.

(Kwiecień 2019 r.)

Agnė

Wileńskie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia „odkryłam” mniej więcej dziesięć lat temu. Wówczas nie było jeszcze otwarte całą dobę. Żartuję czasem, że teraz nie mam już żadnej „wymówki”, dlaczego miałabym nie pójść na spotkanie z Panem. Moi przyjaciele wiedzą, co to znaczy, gdy mówię, że idę na „Widzenie”.

Kiedy czytałam 561 rozdzialik Dzienniczka św. Faustyny Kowalskiej – „W jednej chwili ujrzałam ten obraz w jakiejś małej kapliczce i w jednej chwili ujrzałam, jak z tej małej kapliczki stała się wielka i piękna świątynia” – zrozumiałam, że znalazłam się w miejscu, które zostało tak opisane. Ogarnia mnie niewymowne zdziwienie i pełna szacunku cisza. Czasem myślę, niewystarczająco doceniamy tę wielką łaskę, udzieloną Wilnu, Litwie i całemu światu. Są ludzie, którzy pragną choć raz w życiu odwiedzić to miejsce, a innym pozwolono to przebywać niemal cały czas. Upominam siebie, aby nie przyzwyczajać się do tego cudu.

Podróżując po różnych świątyniach świata, wszędzie odnajduję taką czy inną kopię Jezusa Miłosiernego. Na jej widok od razu czuję się jak w domu, nawet jeśli jestem w dalekim kraju. Widzę, jak ten niosący przesłanie miłosierdzia wizerunek staje się tą cienką czerwoną nicią, łączącą członków Kościoła. To bardzo piękne.

Choć do ukształtowania się moich duchowych poglądów przyczyniło się co najmniej kilka wspólnot kościelnych i zakonnych, to Sanktuarium Miłosierdzia zajmuje wśród nich najważniejsze miejsce. To duchowość tej świątyni, razem z cierpliwością wychowawców, zaczęła wnosić do mojego życia cudowne przesłanie o tym, że Pan jest kochający i dobry, a relacja z Nim staje się coraz bardziej przyjacielska. Stopniowo zatarł się ukształtowany jeszcze w dzieciństwie i charakterystyczny dla sposobu myślenia z dawniejszych czasów obraz Boga jako tego, który jest groźny i wymierza karę. Wszak w strachu nie ma miłości, a karze nas tylko nasza własna ignorancja. Dziś nie mogę sobie wyobrazić, żeby Bóg mógł być czymś innym niż Miłością. Wszystkie resztki wątpliwości topnieją, gdy spoglądam na obraz Jezusa Miłosiernego, na te promienie, hojnie wylewające się z Jego Serca: „Pod tymi promieniami rozgrzeje się serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała, skruszy się na proch” (Dz., 370).

Koronka do Miłosierdzia Bożego i Godzina Miłosierdzia stały się naturalnymi częściami mojego życia duchowego. Już nieraz doświadczałam tego, jak potężna jest Koronka do Miłosierdzia Bożego, zwłaszcza w krytycznych sytuacjach oraz gdy trzeba odprowadzić duszę umierającego. Dokonuje się to, co Jezus mówił świętej Faustynie: „wnętrzności miłosierdzia Mego poruszone są dla odmawiających tę koronkę” (Dz., 848). A jeszcze jest odpust zupełny udzielony przez papieża Franciszka!

Z jednej strony rozumiem, że nie należy przywiązywać się do jakiegoś konkretnego miejsca czy wizerunku, bo wiara przede wszystkim jet w sercu. Z drugiej strony, posiadanie pewnych „swoich” wyjątkowych miejsc daje poczucie bezpieczeństwa na drodze wiary. Wszystkim, którzy tworzą i utrzymują Sanktuarium Miłosierdzia bardzo dziękuję za możliwość przyjścia tu na cichą adorację i kontemplację. Bardzo tego brakuje w innych przestrzeniach. Sakramenty i Msze Święte są nie mniej ważne, jednak żywy, osobisty związek z Jezusem w moim przypadku rozwija się w ciszy, a wtedy też uczestnictwo we Mszy Świętej nabiera zupełnie innej jakości. Wszak „Gdyby dusze chciały się skupić, Bóg by zaraz do nich przemówił, bo rozproszenie zagłusza mowę Pańską” (Dz 452). Może dlatego tak lubię doczekać późnego wieczora, kiedy w świątynia zapada cisza. W takich chwilach czasem zapisuję krótkie, twórcze myśli, niekiedy te zapiski stają się długimi rozdziałami dziennika, czasem pieśniami, a jeszcze kiedy indziej po prostu przeżywam wewnętrzną ciszę i bliskość Pana, która jest Jego największym darem i źródłem siły w moim życiu.

Uczę się coraz głębiej wsłuchać się i zawierzyć w słowa „Jezu, ufam Tobie”, aby nie były tylko słowami, ale moim prawdziwym życiem. Życzę tego wszystkim ludziom.

(Kwiecień 2019 r.)

Denis

Moja miłość do Sanktuarium Miłosierdzia została bardzo wzmocniona po przyjeździe na Litwę. Wiele słyszałam o obrazie Jezusa Miłosiernego. Od dzieciństwa pamiętam, jak proboszcz mojej rodzinnej parafii rozdawał wszystkim obrazki Jezusa Miłosiernego. Ja również otrzymałem taki obrazek jako uczeń. Od tego czasu zajmował on bardzo ważne miejsce w moim życiu. Jak dziś pamiętam, że cały czas nosiłem ten obrazek w plecaku. Od tego czasu nauczyłem się również modlitwy Koronki do Miłosierdzia, która była odmawiana również w mojej rodzinie.

Pamiętam czas, kiedy odbywałem praktykę duszpastersko-liturgiczną w parafii św. Bartłomieja w Wilnie. W każdą niedzielę rano, w drodze na miejsce praktyki, nie mogłem ominąć Sanktuarium Miłosierdzia, które znajdowało się po drodze do kościoła św. Bartłomieja. Od tego czasu cała historia szczególnego nabożeństwa do Jezusa Miłosiernego, Sanktuarium Miłosierdzia i jego wspólnoty nabrała nowego początku w moim życiu. Szczerość wspólnoty, autentyczność i prostota ludzi sprawiły, że jeszcze bardziej poznałem tajemnice Miłosierdzia. Z czasem stałem się częścią tej wspólnoty.

Dziś nie wyobrażam sobie mojego życia bez tej wspólnoty. Jej życie przepojone jest miłosierdziem, uczynkami miłosierdzia, wrażliwością, prostotą i zrozumieniem. To, co dzieje się dziś w Sanktuarium, jest cudem: jego drzwi są otwarte 24 godziny na dobę, co oznacza, że każdy może wpaść w dowolnym momencie, na krótką modlitwę, po prostu posiedzieć, radować się lub płakać. W ciągu krótkiego pobytu na Litwie widziałem, jakie wspaniałe rzeczy dzieją się w tym sanktuarium z życiem ludzi. I to jest znak, przede wszystkim dla mnie i dla nas wszystkich, że Bóg jest blisko nas i okazuje nam swoje miłosierdzie.

Pozwólmy więc, by Pan nadal królował w naszych sercach, by przemieniał nasze życie, by przenikał nas wszystkich swoim miłosierdziem i miłością. Chwalmy Go za to, bo Jego Miłosierdzie jest wieczne!

(Kwiecień 2019 r.)

Irenutė

8 lat temu w sanktuarium posługiwał ks. Mojżesz, który zaproponował mi pracę – mycie posadzki w świątyni. Zgodziłam się. Tylko wtedy sanktuarium nie było jeszcze otwarte 24 godziny na dobę. W tym tygodniu odpustów, codziennie o 23.00 jadę ostatnim autobusem do sanktuarium. Sprzątanie sanktuarium zajmuje od około 2.00 do 6.00 rano. Następnie czekam na Mszę św. o godz. 8.00. Wracam do domu, aby odpocząć. Staram się jak najlepiej czcić Boga i czynić dobro ludziom. Chcę, aby wszystko lśniło i ładnie pachniało. Dziękuję Bogu za moje zdrowie, że mogę wykonywać tę pracę, mimo że mam prawie 80 lat, co czyni ją coraz trudniejszą, ale jest ona dla mnie bardzo cenna i ważna.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

(Kwiecień 2019 r.)

Gabija

To już szósty Tydzień Miłosierdzia! Pamiętam, że Donatę znałam od dawna (siostra!), a Dovilę i Laurę od kilku miesięcy – poznałyśmy się w jednej z grup modlitewnych. Wszyscy byłyśmy na różnych ścieżkach, niedawno wróciliśmy do Kościoła Katolickiego. Chrystus NAPRAWDĘ PRZYSZEDŁ w tamtą Wielkanoc, więc kiedy wróciłyśmy do Wilna, bardzo chciałam pójść na Mszę św. 

Spotykałyśmy się w poniedziałek w Sanktuarium Miłosierdzia. Potem wtorek, środa, czwartek, piątek i SOBOTA. Ta sobota była bardzo ciepła – wszystkie kawiarnie na świeżym powietrzu były pełne. Po raz pierwszy wzięłyśmy udział w procesji Drogi Światła. Po raz pierwszy dołączyłam do grona moich katolickich braci i sióstr. Szłam i cieszyłam się, że idę, a nie siedzę przy jednym z tych stolików. To wymagało odwagi. W końcu moi przyjaciele mogą zobaczyć! Po Tygodniu Miłosierdzia kościół opustoszał, goście wyszli, a ja zaczęłam rozpoznawać miejscowych. Nieśmiało zaczęliśmy się witać i poznawać. Pamiętam, że kiedy byłam na Mszy św., rozejrzałam się po naszej małej grupce i pomyślałam: „Gdyby na całym świecie było tylko tylu z nas, którzy kochają Jezusa, czy nadal bym wierzyła?”. Odpowiedź brzmiała: TAK! Nie jest nas wielu, ale nie jestem sama. Gdybym była sama, nie byłoby Kościoła. Jestem wdzięczny za dar przyjaźni, który otrzymałam na samym początku mojej wiary! Na samym początku nie rozumiesz wielu rzeczy lub wydaje ci się, że jesteś jedyną osobą, która nie rozumie, dlatego ważne jest, aby mieć przyjaciół, którzy wyjaśnią i potwierdzą, że tak samo jest w ich przypadku. Wszystko jest prawdziwe.

Donata

Po raz pierwszy zetknęłam się z obrazem Jezusa Miłosiernego w 2011 roku, kiedy Litwa ogłosiła Rok Miłosierdzia Bożego. Byłam wtedy w 11-klasie i właśnie wtedy uznałam się za ateistkę. Za każdym razem, gdy przechodziłem obok Placu Katedralnego, na którym znajdował się obraz, narzekałam na niego, ponieważ bardzo mnie irytował. Napis „Jezu, ufam Tobie” był jeszcze bardziej prowokujący, ponieważ zaufanie było dla mnie bardzo wrażliwym miejscem. No i był jeszcze Jezus, którego istnieniu wówczas zaprzeczałam. Obraz wyglądał bardzo nieestetycznie. Ale wkrótce wydawało się, że nic w życiu nie jest ważniejsze niż Boże Miłosierdzie. Znalazłam się w sanktuarium przez przypadek, ale od tamtej pory tam pozostałam. W tamtym czasie wydawało mi się, że całe moje życie i wszystko, co zawierało, zawaliło się. Kluczowe dotknięcia Bożej łaski przyszły podczas adoracji i spowiedzi. Pomimo faktu, że byłam zranioną, kruchą dziewczynką, coraz więcej przypraw radości zaczęło pojawiać się w kielichu mojego cierpienia. Nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje, jak cierpienie może iść w parze z radością. To zrodziło pragnienie wychwalania Bożego Miłosierdzia. Chwalić radością i pieśnią. Boże Miłosierdzie stało się dla mnie źródłem siły, miłości, radości i wolności. Czuję się jak w domu na całym świecie, jeśli znajdę mały kościółek z Jego obrazem. A Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie jest dla mnie domem.

Laura

Pewnego dnia, ponad 6 lat temu, Dovilė mówi do mnie: „ Przyjaciółko, jest pewna sprawa. Jest świątynia i musimy tam pojechać, zostać na noc, aby była otwarta 24 godziny na dobę”. W tamtym czasie nie bardzo wiedziałam, co to znaczy adorować, ponieważ byłam dość daleko od wiary katolickiej i nie chodziłam do kościołów. Poszłyśmy. Wtedy nie rozumiałem euforii Dovilė na temat niesamowitości Miłosierdzia, ponieważ nie sądziłam, że jest tak pięknie, a i obraz był taki sobie „nieartystyczny”, a i ksiądz był taki specyficzny, i ludzie tacy dziwni… Wyobrażam sobie, że Bóg musiał się uśmiechać na widok moich myśli, bo i sama teraz o tym przypominam z uśmiechem.  W końcu teraz mam od bierzmowania na imię Faustyna i nigdy w życiu nie patrzyłam na żaden obraz z taką uwagą, spokojem i głębią (oczywiście nie traktując go jako dzieła sztuki), a ksiądz jest cudowny, a wszyscy ludzie to ukochane dzieci Boże… Choć było wiele różnych dróg do Jezusa, to najmocniejszym sposobem poznawania Go w moim życiu było przyjmowanie Jego niezgłębionego miłosierdzia w taki sposób, w jaki jestem w stanie z tym, co mam i jaka jestem. I jest to niekończący się proces, ponieważ to prawda: Boży skarb miłosierdzia jest niewyczerpany.

Dovilė

Nienawidziłam swojego imienia, odkąd byłam nastolatką. Był czas, kiedy robiłam mamie wyrzuty i pytałam, dlaczego wybrała je dla mnie. Myślałam sobie: dlaczego nie jestem Akvilė albo Živilė? Dlaczego Dovilė? Z wewnętrznego zranienia nie akceptowałam siebie. Mijały lata, studiowałem, tworzyłam, szukałam. W tym czasie mój sąsiad, grafik, stworzył dla mnie kreatywny znak – logo z trzema literami „gud” jako graficznym symbolem mojego nazwiska. Od tego czasu stałam się Dovilė Gud. Zaczęło mi się to podobać, zwłaszcza gdy odkryłam, że „gud” oznacza Boga (po duńsku). To był mały cud, że moje imię było wspanialsze ode mnie. Lata mijały, a ja szukałam szczęścia, sensu i samj siebie, ale szczęście wydawało się tak ulotne… w moich poszukiwaniach najadłam się wieloma świństwami i powoli, powoli umierałam. Ale Ten, który zbawia, przyszedł, wziął mnie za rękę i zawołał: „Talita KUM!”, Dziewczyno, mówię ci, WSTAŃ! ON sprowadził mnie z powrotem do domu, na Litwę, a jednocześnie uczynił cały świat – Niebo i Ziemię – Domem. Ponieważ dom jest tam, gdzie On jest.

Pierwszy raz odwiedziłam Sanktuarium Bożego Miłosierdzia 31 grudnia 2012 roku, w Sylwestra. Nie wiedziałam, czym jest adoracja, ale wiedziałam, że to On podał mi rękę i kazał wstać. Wkrótce potem zebrała się jednostka – nasza CZWÓRKA: Laura, Donata, Gabija i ja. Codziennie odwiedzałyśmy Sanktuarium i rozmawiałyśmy o Bożym Miłosierdziu aż do północy. To był nasz początek, żartobliwie nazywałyśmy siebie „tajnym zgromadzeniem” (którego starszą została nasza najmłodsza siostra, Donata). Z zewnątrz wyglądałyśmy jak 4  wariatki, ale nie przejmowałyśmy się tym wizerunkiem.

W 2014 roku razem z Laurą i Donatą przygotowywałyśmy się do sakramentu bierzmowania. Wszyscy wybierałyśmy imiona. Dużo myślałam o Piotrze, który zaparł się Jezusa. Modliłam się: „Boże, daj mi, pokaż mi imię”. I nagle sięgnąłem do Biblii, do Dziejów Apostolskich, do miejsca, w którym jest mowa o tym, jak Piotr wskrzesił Tabitę z martwych w Joppie. Piotr mówi: „Tabito, wstań!”. Tak jak Jezus powiedział: „TALITA KUM!”. Tabita była młodą kobietą, krawcową, która szyła ubrania dla wdów i była znana ze swoich uczynków miłosierdzia. A więc – Tabita Bożego Miłosierdzia! (D.G.Dovile Gud) Oto takie piękne małe zbiegi okoliczności, mierzone z precyzją średnicy jedwabnej nici. Przed sakramentem bierzmowania był Tydzień Miłosierdzia Bożego i święta Faustyna tak do nas przemówiła, że wszystkie postanowiłyśmy przybrać imię świętej Faustyny. Każda po kolei mówiła do biskupa: FAUSTYNA, FAUSTYNA, FAUSTYNA (Gabija była bierzmowana jako nastolatka, ale dla mnie też jest Faustyną). A nasz rektor, ks. Vaidas, nazywa nas CZTEREMA MARIAMI, co jest dla nas bardzo cenne. Spróbuję więc powiedzieć wam, jak mam na imię – Tabita Bożego Miłosierdzia, Dovilė (Dawczyni Nadziei), Maria, Faustyna, Gud (Gudačiauskaitė) – oto pełna arystokratyczna wersja tego, kim jestem, bo czy wiecie, kto jest moim Ojcem? Wspaniałą rzeczą jest to, że wszyscy mamy królewską naturę, po prostu czasami potrzeba czasu, aby to zrozumieć.

Miłosierdzie naszego Pana będę wychwalać na wieki!

(Kwiecień 2019 r.)